czwartek, 28 maja 2015

Łupy i skarby!

Spokojnie... nikogo nie ograbiłam, ale swoje wynalazłam, wyłowiłam, zmacałam, zanabyłam i jak skarbów strzegłam w drodze do domu! Wiecie przecież, że podczas każdej tego typu imprezy dziewiarskiej, gdzie na stołach polegują, takie samotne, szukające nowego domku moteczki, no nie da się przejść obojętnie! Trzeba te sieroty przygarnąć, rozkochać w sobie! dać im kawałek dachu nad motkową głową, poprzytulać, pogadać z nimi, uwolnić po prostu z tego tłumu i tłoku, żeby mogły poczuć się wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Nie trzeba było mnie namawiać, ruszyłam motkom z pomocą i z ciemiężcy rąk wyzwoliłam :) O takie dzieciaczki zasiały spustoszenie w mym sercu - i mam! :)


Oprócz cudnych moteczków upolowałam przecudnej urody berecik! Doskonały, jak na moją głowę szyty, boski wręcz! (Magda dziękuję!) Zachwycona jestem tym bardziej, że sama z żakardami mam nie po drodze, i teraz muszę się przyznać, ja tak pięknie nie potrafię! Jak to dobrze, że są zdolniejsi ode mnie, dzięki którym sama mogę takie cuda mieć i nosić! :)

Po kilku wycieńczających dniach w Krakowie, gdzie spędziliśmy ubiegły tydzień, spakowałam dwa moteczki i wyruszyłam w podróż do Warszawy, Pendolinem. Wiedziałam już dużo wcześniej, że taki wypad sobie zrobię, więc skorzystałam z promocyjnej ceny i właściwie w niewielkich kosztach się mieszcząc w ciągu jednego dnia objechałam z Krakowa do Warszawy w całkiem przyjemnej atmosferze. Całkiem, bo powrót już taki fajny nie był, ale to zasługa współpasażerów, a dokładniej grupy młodych dziewcząt, które świętowały wieczór panieński koleżanki. Wszystko by było fajnie, gdyby nie to, że tego wieczoru osiągnęłam (tak wtedy myślałam) apogeum swojego przeziębienia i wszystko, ale absolutnie wszystko mi przeszkadzało, a posadzona, nieszczęśliwie, zostałam wśród bawiących się koleżanek (otoczona nimi byłam z trzech stron!). Słuchajcie, nie żebym była mordercą imprezowego klimatu, ale szybko dość postanowiłam z tego zakątka uciec, najpierw zagotowałam się po raz pierwszy kiedy to PAN KONDUKTOR zamiast skasować mój bilet zaliczył mnie do tego, jak sam to zresztą łaskawie określił, "najpiękniejszego kącika w składzie" i po prostu koło mnie przeszedł. Pewnie w normalnych warunkach poczułabym się kontenta, bo to naprawdę śliczne i fajne dziewczyny były, ale wtedy mnie zalało, że muszę się panu przypominać. Podczas kontroli biletowej poprosiłam o zmianę miejsca, nie chcąc burzyć młodzieży nastroju, skoro innym najwidoczniej nie przeszkadzały, ale okazało się, że mam go sobie sama poszukać. No to wzięłam swoje siaty i poszłam pytać pasażerów, czy to miejsce obok na pewno jest wolne. Przeszłam tak 3 wagony, ledwo żywa, by dowiedzieć się, że wszędzie jest full. Z podkulonym ogonem i marzeniem o własnej pościeli, albo przynajmniej o natychmiastowej głuchocie, no przynajmniej na czas powrotu do Krakowa, zasiadłam wśród jeszcze bardziej rozbawionych imprezowiczek. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że kilka z nich zaczęło fotografować inną współpasażerkę, kompletnie tego nieświadomą, chyba nawet śpiącą, która nie była nijak z nimi związana, nagle wszystkie zamilkły by pokazując sobie zdjęcia wykonane telefonami ryczeć ze śmiechu! No nie! Tego już nie wytrzymałam... wybuchłam... i jak siebie i swoje szczęście znam to może już nawet w sieci krąży filmik o tym, jak się wtedy nagadałam - jak znajdziecie - proszę dajcie mi znać :)

Nie wiem jak to się stało, że pozwoliliśmy sobie na kompletną samowolkę w publikowaniu wszystkiego i wszystkich dookoła, nie rozumiem co się stało ze zwyczajowym - "czy mogę Pani zrobić zdjęcie?", czujemy się bezkarni, cykamy wszystko i wszystkich i pokazujemy bez obciachu i dla śmiechu... Obfotografowana współpasażerka podczas wysiadania podziękowała za interwencję, bo gdyby nie ja nie wiedziałaby nawet, że ktoś ją fotografuje, dziewczyna zmęczona, spała, nie wiem w jakiej pozycji, nie wiem co jej było widać, a co tak radosne salwy śmiechu wzbudzało, ale żeby kobieta kobiecie takie rzeczy robić??? I to w dodatku bardzo wykształcona, bo jak się znacznie wcześniej okazało (trudno było tego nie słyszeć, choć starałam się bardzo), wśród bawiących się dziewcząt były studentki prawa lub aplikantki, młode lekarki oraz studentki medycyny i kilka doktorantek, jakich nauk, nie wiem, ale mimo wszystko. 

Wracając do przyjemności... jeszcze zanim zaczęłam pisać bloga nie myślałam, że w niektórych miastach w Polsce, dzięki blogowi i dziewiarskiej przygodzie będę mieć swoją bazę. Są takie miasta, w których mam przyjaciół wielu, i do nich należy między innymi Warszawa. 

Oto podarunki, którymi obdarowana zostałam podczas kameralnego spotkania w Warszawie w magicloopie, w którym zawsze czuję się niczym w domu!

Gosiu, Marysiu - dziękuję Wam BARDZO! :)


Oprócz Marysi i Gosi czekały na mnie jeszcze 3 Wspaniałe Dziewczyny, Ula, Monika oraz Tuptup :) dziękuję Wam Kochane za to, że znalazłyście dla mnie czas! :)

W tym zakątku włóczek nieziemskich znów zaczęły wzywać mnie biedne moteczki i wołać i skomleć: "weź nas! zabierz! uratuj! nudzi nam się!"... no i znów silna wola moja dała się instynktom macierzyńskim kompletnie zagłuszyć i stałam się posiadaczką sztuk kilku, ale jakich...ach! Oba zestawy kolorystyczne dobrane zostały w asyście Gosi i Marysi, które okazały nieziemską wręcz cierpliwość do mojego niezdecydowania! 


Jednego zestawu nie zdążyłam nawet obfotografować, jak już wskoczył mi na drutki! To arwetta classic filcolany, na którą już od jakiegoś czasu ostrzyłam sobie .... drutki :) to będzie projekt wyciszająco -urlopowo - niezobowiązujący! Tęcza kolorów... i nawet całkiem przypadkiem idealnie zgranych z moimi kanapowymi poduchami ;) Coś dla oka, coś dla ducha, jeszcze więcej dla ciała :)




Ściskam Was  bardzo serdecznie i do następnego razu... :) 




środa, 27 maja 2015

Berlin Knits 2015 - sobota, 16.05.

 Festiwal w Berlinie to uczta zmysłów i umysłów, poważnie! Przede wszystkim niebywale ciekawe warsztaty, na których mnie brakło odwagi i szczęścia (zabrakło bilecików dla mnie :( ), genialne włóczki, właściwie kaskadami z półek spływające, ale też i niezapomniane wrażenia, bo praktycznie każdy miał na sobie jakieś cudeńko dziewiarskie, albo gotowe, albo w trakcie pracy, no i te niezapomniane twarze, te uśmiechnięte buziaki znane nam z Ravelry. 

Wiem, że wiele z Was odważyło się podejść do Stephena (klik) i zrobić sobie z nim zdjęcie, ja nie.. taki ze mnie cykor ;) Ale chciałam bardzo sfotografować wełny w zakątku, w którym Stephen się kręcił i nagle w obiektywie stanął znienacka ON! po wielu (chyba mam 10 jeszcze nieudanych, rozmazanych, bo roztrzęsioną ręką cykniętych) próbach obfotografowania jego oblicza udało mi się uwiecznić, wciąż nieostre, ale jakże życzliwe i ciepłe, mięciutkie niczym wełenki na jego rękach i kolorowe, jak te jego orginalne, barwami wymalowane szale, rozświetlone uśmiechem fizis! Bardzo podziwiam tego faceta, już od dawna, ale teraz, patrząc na to jego zdjęcie, po prostu go lubię! Był i jest niebywałą atrakcją każdego dziewiarskiego wydarzenia, pozwólcie, że jego twarzą rozpocznę drugą część reportażu z tej dziewiarskiej części mojej przygody na festiwalu w Berlinie! 


Część edukacyjna odbywała się w kompletnie innym budynku niż ten, w którym polowano na wełenki i sznury. Generalnie dziergania było mnóstwo, na krzesłach gromadziły się całkiem liczne grupki, gdzie prawie wszyscy dziergali, oprócz tego mnóstwo było stoisk, które kusiły kolorami i miękkością luksusowych wełenek. Mało mam zdjęć z tego wnętrza z bardzo prostego powodu... nie wiedziałam gdzie mam oczy podziać! Poważnie! Kilka miejsc bardzo mocno przykuło moją uwagę, do tego stopnia, że nie odeszłam dopóki czegoś nie wybrałam, ale akurat tych kącików nie obfotografowałam... mam za to sporo wspaniałych obrazów zakodowanych w pamięci, i nawet kilka namacalnych dowodów, można powiedzieć łupów, przywiezionych ze sobą w siateczce! :)
Dosyć gadania, zacznijmy prezentację: 

Te szale mnie kompletnie urzekły!


Prawda, że kaskadami spływające luksusy?


Nie do wiary ile tego i jakie - a teraz mnie właśnie tknęło, czemu ja nic z tego stołu nie kupiłam??? ;) ta czerwień na pierwszym planie.... mmmm.... następnym razem?? :D


Prawdę powiedziawszy nie tyle sam festiwal był dla mnie ważny, co ludzie, których wiedziałam, że na nim spotkam. Wyglądałam znajomej buzi jak słońca wiosną po ciężkiej i burej zimie. Kilka z Was podeszłam "od tyłu" lub "sposobem" przyprawiając o zawał serca! Ale Kochane, wybaczcie - musiałam, bo jak dziecko w Boże Narodzenie czekałam na każdą z Was jak na Pierwszą Gwiazdkę w wigilię :) Było sporo śmiechów, pisków (Pozdrawiam serdecznie Ekipę ze Splotów z Poznania :D, wsyskie tsy! - Dobrusię, Alicję i Dorotkę, która odziana była w swoje Mil Pasos (iiii - kocham Cię za to!) - i przepraszam Was za moje nieokiełznane oblicze, zazwyczaj jestem bardziej wstydliwa - i skromna ;)), uściskom nie było końca, powitaniom też, i muszę Wam powiedzieć, że cudownie Was było zobaczyć! wyściskać! poplotkować! i przez chwilę z Wami ten dzień uświęcić! Uświęcić zacnie, uśmiechem od ucha do ucha mimo zmęczenia wielogodzinną podróżą, piskiem radości i żartami ze sznurem w tle. :D
Z tych "przypadkowych" i zaskakujących spotkań pomiędzy półkami zdjęć nie mam, bo jak się ściskam, to nie fotografuję ;)

Ale najbardziej na świecie czekałam na spotkanie tuż "po" festiwalu. Umówione (właściwie to umówieni byliśmy bo było z nami aż TRZECH PANÓW! - Pozdrawiam serdecznie Rodzynków!) byłyśmy/byliśmy w rozgrzewającej do granic możliwości pizzeri z mocno banalnymi kraciastymi obrusami (urocze!), pięknymi i wyjątkowo odjechanymi malunkami ościennymi, pysznym piwkiem i dość, jak na mocno zatłoczone miejsce, sprawną i radosną obsługą ;) Ale wiecie przecież, że nie miejsce, a ludzie tworzą klimat! a było gorąco, serdecznie, wesoło i radośnie! A to Wszystko dzięki Wam Kochani moi!
A kto był? 
A proszę! same Gwiazdy! 


Oto prawie cała ekipa spotkania na szczycie:
od lewej:
Asia, Asia, Monika, Violetta z Mężem, dalej w kąciku Renata, i Paula, z prawej parę głów (zaraz do Was dojdę Gwiazdy moje!), można już rozpoznać Hanię i profil Ani.


Dać dziewiarce aparat w nocy o północy i paluchem wlezie w kadr, oczywiście... Zaiste, nie mogłam bardziej dosadnie zaznaczyć własnej obecności - położyłam się na stół cieniem ;)

Ale oto i nasze Gwiazdy z prawego krańca stołu w pełnej prezentacji:
od prawej Magda, Hania, Małgosia i za nią schował się jej Mąż,Tomek (Pozdrawiamy Rodzynka!)


A tu mamy Anię (buziaki!) i Połówka, który z kompletnie nie znanych mi powodów bratał się z obsługą ;) (swój do swojego ciągnie? ;))


Wypiętą pierś Magdy, Mistrza berecików i żakardzików nieziemskich chyba też poznajecie :) Małgosia ewidentnie mi coś chce wytknąć... tak, to ja po drugiej stronie szkła jestem... ciekawe o co może chodzić?  ;)


"Asja! To Twoja wina"... :) o co Małgosiu chodziło? :D nie wiem... ale rozbraja mnie to ujęcie ;)


Są też i Śliczne Dziewczyny z drugiego końca stolika, dwie nieziemskie Aśki :) ale widzicie na co mi aparat zfocusował! Mówiłam Ci Asiu, że śliczny ten lakier? :D nawet aparat się ze mną zgadza ;)

No dobra.. pozowanie idzie mi lepiej niż zdjęć robienie, tego się nie da ukryć ;)

A pod spodem dwie wspaniałe i niezwykłe kobiety, których poznanie było dla mnie prawdziwą przyjemnością! Popatrzcie jak się Dziewczyny świetnie bawią.. ciekawe jaki żarcik padł między fotkami? ;)





Jestem też i ja!


Może lepiej nie będę komentować ;) ....


Ostatnie zdjęcie - Kochani, to żaden tam rausz, żadna popijawa, to po prostu zakulisowe zdjęcie z przygotowań do niezwykle odjechanej sesji fotograficznej, na którą obie z Magdą zamaszyście się przygotowywałyśmy ;) Jak widać na załączonym obrazku, są i niezastąpione akcenty dziewiarskie... więcej zdjęć z tej sesji magicznej możecie podglądnąć u Ani na jej blogu (klik).

Przyznaję, nigdy nie spodziewałam się, że w Berlinie tyle dobrego mnie spotka, tyle życzliwości, ciepła, poczucia humoru najwyższych lotów, tego wszystkiego, co sprawia, że się po prostu wie, że swoją bratnią duszę się spotkało. Przykro było straszliwie po takim wydarzeniu wrócić do świata realnego, bo nagle czuło się ogromny brak, że aż zacytuję Magdę, jakby się kolonia skończyła.. 

Ale mam nadzieję ogromną, że te najfajniejsze spotkania są Dziewczyny i nasi wierni Panowie, jeszcze przed nami! 

Z tego miejsca chciałabym Wam serdecznie podziękować, Każdej z osobna i wszystkim razem! Jesteście niezwykłe, a ja jestem wyjątkową SZCZĘŚCIARĄ, że mogłam być tam z Wami! 

Tak to było, tak to wyglądało, mam nadzieję, że i Tobie, Drogi Czytelniku nastrój nam towarzyszący dzięki tym zdjęciom się udzielił... a jeśli Cię z nami nie było, a będziesz rozważać w przyszłości udział w podobnym wydarzeniu - niech te zdjęcia Cię zachęcą, bo naprawdę warto! 

Buziaki Kochani i do następnego razu! :D

wtorek, 26 maja 2015

Berlin Knits 2015 - piątek, 15.05.

 Decyzja o naszym udziale w festiwalu w Berlinie zapadła bardzo spontanicznie i właściwie w ostatniej chwili. Nie śmiałam ciągnąć Połówka na dziewiarską imprezę, nie śmiałam nawet zapytać czy miałby ochotę tam mi towarzyszyć. Szczęśliwie, Połówek jak tylko się dowiedział o tej imprezie, zapałał niespożytą energią i na własną rękę zorganizował wszystko, od noclegów, po dojazdy, a już wisieńką na torcie była decyzja o zwiedzaniu Berlina z wody. Sabotowałam ten wyjazd okrutnie, ale Połówek po raz kolejny stanął na wysokości zadania i postawił mnie przed faktem dokonanym (i jak tu GO nie kochać!?)

Tak też się zaczęła nasza kilkudniowa przygoda w ciągłym ruchu, wśród bratnich dusz, klikających drucików, blasku fleszy i gwaru międzynarodowych dyskusji o sznurach, drutach i robótkach. Zapraszam Was zatem dzisiaj na krótki reportaż z pierwszej, nie do opisania słowami przygody z mocnym dziewiarskim tłem i jeszcze piękniejszym Berlinem widzianym z pokładu statku. 

W piątek 15 maja zjawiliśmy się w umówionym miejscu i wraz z tłumem dziewiarek i gwiazd świata dziewiarskiego wsypaliśmy się na pokład statku. Mimo niezbyt zachęcających prognoz pogoda dopisała wyśmienicie, słońce ogrzewało pysiaki, humory dopisywały wszystkim, a podany tuż po wejściu na pokład szampan rozgrzewał dodatkowo smagane wiatrem głowy. Emocji było sporo, nie, nie sporo, mnóstwo! Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam na co mam patrzeć, na te wszystkie znane, choć nieznane mi osobiście, twarze dziewiarskiego światka, czy na fantastyczne widoki. Niestety, na pokład oprócz dobrego humoru wniosłam ze sobą też migrenę rozmiarów giganta, która dość mocno zepsuła mi większość tego magicznego wieczoru, ale i tak szczęśliwa jestem niezwykle, że miałam możliwość być tam, zwiedzić kawałek Berlina i nacieszyć oko i ludźmi, i dziewiarstwem najwyższych lotów. 


Tak nas oznakowano podczas wpuszczania na pokład - dostaliśmy po jednej smyczce, plakietce oraz kieliszku szampana... raj, prawda? a to dopiero początek!


Widzicie ten tłum na krzesłach? i ten tłum na lądzie ? - ten tłum za chwilę do nas dołączy! :)


Są takie miejsca, których widok zapierał dech w piersiach...



Słoneczna pogoda wyciągnęła liczne, biesiadujące na lądzie towarzystwo, ale też zobaczcie co na pierwszym planie - cudne sweterki (nie trzeba było nikogo namawiać do prezentacji noszonych sweterków czy szali) i druciki w łapkach! Byłam chyba jedyną osobą na pokładzie, która nie zabrała ze sobą drutów! ;)


Jedno miejsce szczególnie mnie urzekło.. kiedyś TAM właśnie zrobimy sesję zdjęciową projektu, muszę tylko nad nim pomyśleć ;)


Wiecie o tym, że jestem fanką contiguousa? Wiecie na pewno! Ale w życiu nie podejrzewałam, że będę miała zaszczyt poznać osobiście Twórczynię i Pomysłodawczynię tej konstrukcji, czyli Susie Myers znaną  pod pseudonimem SusieM! A jednak! A to wszystko dzięki naszym mężom, otóż Mąż Susie, Ted (z aparatem w ręce na poniższym zdjęciu) zaczepił mojego Połówka i po chwilowej konwersacji przedstawił nam swoją żonę! ja zdębiałam kompletnie! Dawno nie poznałam tak ciepłych i serdecznych ludzi, nie! to nieprawda, na festiwalu tylko takich można było poznać! :) 


Na powyższym zdjęciu jest też i inna, bardzo bliska mojemu sercu osoba, której chyba nie muszę przedstawiać ;) 


Wycieczka promem trwała ponad 3 godziny! w tym czasie mieliśmy możliwość podziergać w wyjątkowym towarzystwie, porozmawiać, nacieszyć oko wspaniałym Berlinem, cudnym zachodem słońca i budynkami skąpanymi w jego płomiennym świetle, mogliśmy też się najeść i opić do syta ;) Był to zdecydowanie czas magiczny, który chłonęłam na bezdechu, każdą komóreczką mojego ciałka i szczęśliwa jestem, że mogłam tam być! 

Wieczór ten to początek naszej dwudniowej przygody na festiwalu, przygody szczególnej, wyjątkowej, bogatej w niezwykłe spotkania, wspaniałe dyskusje, pełne śmiechu i łez, aż brzuszki bolały. Tak miało być i tak właśnie było! 

Więcej opiszę Wam w kolejnych postach, bo mam jeszcze trochę do pokazania i opowiedzenia! 

Póki co żegnam się z Wami, uciekam pod kołdrę, ponieważ oprócz bogactwa wspomnień przywieźliśmy też jakiegoś koszmarnego wirusa, z którym oboje z Połówkiem się zmagamy. Miejmy nadzieję niebawem wyjdziemy na prostą. 

Aaaaa... i jeszcze jedno, jakiś czas temu miałam przyjemność pobajdurzyć z fantastyczną Terezą, Czeszką, która na swoim blogu publikuje bardzo ciekawe rozmowy z projektantkami i dziewiarkami (jak do tej pory były to same kobiety!) i dziś ukazał się na jej blogu post, w którym miałam szansę się uzewnętrznić. Zapraszam Was zatem gorąco do lektury:

zbiór wszystkich wywiadów publikowanych na blogu Terezy: tutaj


Ściskam Was serdecznie i do następnego razu (już niebawem!) 

czwartek, 14 maja 2015

maraton dobiegł końca..

Biegłam jak szalona, drutem o drutem uderzając, a po głowie kołatała się jedna myśl - zdążę? nie zdążę? wyrobię się? a może nie? i tak melduję, że przeszłam samą siebie, bo zdążyłam! Przed paroma godzinami zamknęłam ostatnie oczko. W sam raz, żeby toto wyschło w promieniach słońca, by jeszcze przed wyjazdem zarzucić na ramiona i stwierdzić, że jest ok. :) 



Wpadłam tu dziś na chwil kilka ledwie. Właściwie to nawet nie powinno mnie tu być. Walizki czekają, ciuchy czekają, a ja zamiast je do walizek przekładać wpadam do Was na pogaduchy. Ale musiałam, choć na chwilę! 

Już jutro wsiadamy do autka i kierujemy się do Berlina (jeeeej!), gdzie zamierzam się obłowić (włóczką! a jakże!), nacieszyć pozytywną aurą, jaką każda szczęśliwa dziergaczka wokół siebie roztacza, spotkać się z równie zakręconymi na punkcie sznura! Będzie się działo i dziergało, choć co, to jeszcze nie wiem! :) 

Tuż po króciutkiej po Berlinie wycieczce śmigamy z Połówkiem w kierunku domów rodzinnych. Plan podróży dość napięty, grafik zapełniony i znów czuję, że nie podziergam, dlatego tak zależało mi na tym, żeby zakończyć ostatni z planowanych projektów. I udało się! 

Z poczuciem spełnienia i jeszcze nie całkiem uświadomionej radości żegnam się z Wami na chwil kilka, jak mnie spotkasz gdzieś na swoim szlaku, czy to w Berlinie, czy w Krakowie, nie krępuje się mnie zaczepić :) Ja uciekam przekładać te ciuchy do walizek, a Tobie życzę cudownie zadzierganego następnego tygodnia! :)

Do następnego razu.... :)


poniedziałek, 4 maja 2015

Viva la Vivacity! :D

Nie wiem jak to się stało, że mam tak ogromne szczęście kochać to co robię i robić to co kocham jednocześnie! Mimo niezwykle trudnych momentów, w czasie których przyszło mi nad tym projektem pracować, znów opatrzność nade mną czuwała, zsyłając na moją drogę prawdziwe anioły, Testerki najwyższych lotów, prawdziwych przyjaciół w doli i niedoli dziergowej. Dziewczyny spisały się na medal, nie tylko dziergając w terminie, wyłapując błędy wszelakie, ale też ciesząc się każdym poszczególnym etapem dziergania. To niesamowite ile dobrego się zadziało podczas tego testu i chcę wierzyć w to, że ten sweter będzie tę energię dalej rozsyłał! :D 

English: I have no idea how I became so lucky to be blessed with loving my work and doing what I love at the same time. Despite the rough time I had, when working on this project, I 've been once again blessed with angels! Here they are, amazing knitting Buddies, wonderful and thorough Testers, Friends, who not only worked to create a perfect written pattern, but also enjoyed every single step of the way with wonderful humor, and positive energy. I don't know if it's because of the spring or perhaps the sunny longer days, but I like to think that this energy comes along with this project and will infect you too! :D

Popatrzcie na te cudne Vivacitki: 
E: Just look at those Vivacities:
























Z więcej niż przyjemnością, bo z dumą, cudnie rozpieszczona słońcem i wigorem sweterkowym, ogłaszam, że wzór na ten sweterek jest od dziś dostępny, w dwóch (angielskiej i polskiej) wersjach językowych! :) z 15% zniżką (do 10 maja 2015)

E: With more than just pleasure I want to announce that pattern for this design is already live and ready to download with 15% off until 15th of May 2015, 
of course - with attached pure energy :) 


Przyjemnego dziergania kochani! 
E: Happy knitting everyone! 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...