poniedziałek, 30 stycznia 2017

szara strefa..

Tak wiem, obiecałam Wam, Tobie, że mnie tu nie będzie.. a jednak się pojawiam.. i to chyba tyle w temacie dotrzymywania słowa danego ;) ale kobieta zmienną jest, a ja nią jestem!

Prawda jest jednak taka, że moja przerwa w nadawaniu, chociaż jak najbardziej uzasadniona, mnie trochę przeraża i po ludzku tęsknię za.. uwaga, pisaniem! Czyli dokładnie za tym, co w ostatnich miesiącach sprawiało mi największą trudność. 

Sprawiało i wciąż sprawia, ale dzisiaj postanowiłam złamać swoje własne postanowienie i dać upust swoim własnym przemyśleniom, które się w mojej głowie już od jakiegoś czasu kłębią. 

Bloguję już od lat kilku, pierwszy post pojawił się w drugim kwartale 2013 roku. Od tego czasu dzięki temu miejscu, które udało mi się zbudować, spotkała mnie masa dobra pod każdą postacią, za które jestem ogromnie wdzięczna. A to dobro to nie tylko wspaniałe wspomnienia i historie, nie tylko cudne włóczki i chwile z nimi spędzone, ale to przede wszystkim Wy, Ty, Mój Drogi Czytelniku, który zupełnie nieprzymuszany zaglądałeś do mnie regularnie, zostawiałeś ciepłe słowa w postaci komentarza czy maila. Za to i wiele, wiele więcej jestem Ci wdzięczna! 

Jednakże, pomimo mojej fantazji o stworzeniu miejsca, w którym tylko piękno dziewiarstwa można dostrzec, w mojej historii blogowej zdarzyło się też parę wydarzeń, o których wolałabym nie pamiętać. One wszystkie wrzucone zostały do jednego WORA, do SZAREJ STREFY.. Zdarzenia, osoby, sytuacje, projekty, które przez te wszystkie blogo - godziny mnie po ludzku rozczarowały. Ja też w tym worze jestem, bo chyba sama sobą czuję się momentami rozczarowana najbardziej. To i mnóstwo innych, raczej nieradosnych, odczuć towarzyszyły mi już od jakiegoś czasu i ostatecznie doprowadziły do decyzji o tym, że przerwa w blogowaniu była i jest bardziej niż uzasadniona! 

Najłatwiej by było napisać, że mi się po prostu znudziło. Ale tak nie jest. Zmęczyło mnie coś innego. Zmęczyła mnie w mojej głowie zaklęta potrzeba tworzenia rzeczy "niezwyczajnych", zmęczyła mnie potrzeba bycia wszędzie i zawsze i oczywiście na bieżąco, jakby życie online było jedynym słusznym, a perspektywa utracenia jakiejś maleńkiej nowinki ze świata dziewiarskiego miała zakończyć się kataklizmem. Zmęczyła mnie w końcu moja praca, bo wyobraźcie sobie, że chociaż naprawdę kocham dzierganie, pisanie wzorów, ich edycja od szczegółów rozmiaru mini aż do maksi, to naprawdę niewdzięczna praca czasami, ogarnianie przy okazji programów niezbędnych do tej pracy, testowanie, pozowanie do zdjęć, edycja zdjęć, jakieś działania marketingowe, w których absolutnie nie czuję się komfortowo, tłumaczenie wzorów, a w końcu blogowanie o nich, stały się po prostu ogromnie trudne, a właściwie praktycznie niewykonalne. Nie dość, że trudne, to jeszcze frustrujące i po prostu bezcelowe. 

Zaczynając blogowanie miałam misję, konkretną, zwerbalizowaną, ona się przez lata zmieniała, dorastała ze mną, ewoluowała, ale ostatnio zbladła, znikła, nie ma jej. Nie pomagały napotkane w międzyczasie trudności zwane życiem, które dość znacząco odbiły się na moim zdrowiu i też na moim codziennym funkcjonowaniu. No bo jak tu cieszyć się życiem i dzierganiem, jak codziennie musisz odmawiać sobie wielu rzeczy, bo ciągle towarzyszący ci ból nie pozwala ci się nimi cieszyć.. Jak Was zabawiać, zaskakiwać, jeśli radość życia gdzieś się zapodziała? Jak dziewiarstwem zarażać, jeśli ono stało się przykrym obowiązkiem, który tylko frustruje? To i wiele, wiele jeszcze sytuacji ostatecznie sprawiło, że nie miałam innego wyboru jak tę część mojego życia na czas jakiś, może dłuższy, pozostawić. 

Ta potrzeba wzbierała we mnie już od dawna, ale tak naprawdę koniec ubiegłego roku i sytuacje, które w tym czasie w naszym życiu się zadziały, sprawiły, że z łatwością przyszło mi powiedzenie dość. 

Ponieważ docierają do mnie czasem informacje o tym, że doszukujecie się złych powodów, strasznych, jakie miały się w moim życiu wydarzyć, a które sprawiły, że blogowanie zawieszam, czuję, że winna jestem Wam wyjaśnienie. Jak wiecie jestem dość skrytą osobą, wiecie o mnie tyle, ile chcę Wam pokazać. To ledwie szczyt góry lodowej, prawdziwa jej wartość, moja wartość, ukryta jest gdzieś pod powierzchnią wody.. Bardzo się cieszę, że są takie strefy, które pomimo mojej szczerości i autentyczności, pozostały przed Wami ukryte, bo moje prywatne życie w żaden sposób nie jest w stanie wpłynąć na Twoje Hobby i pasję, a to od zawsze było centrum mojego zainteresowania na tym blogu. 

Jednakże, nie chcąc, by moje niemówienie stało się powodem do rozpanoszenia się Twojej wyobraźni, chociaż jak się teraz nad tym zastawiam, to mogłoby to być całkiem fajne doświadczenie, zadać Wam pytanie o to co według Was jest powodem tej zmiany... chociaż lekko przerażającym (tak, ja też mam wyobraźnię, i to podobno całkiem wybujałą ;) ), należy Wam się prawda, która jest całkiem prozaiczna, zwyczajna, codzienna, może trochę trudna, ale czasochłonna, do zrobienia, niezwykle radosna, nasza. Po prostu się przeprowadzamy.. a ponieważ ja, w związku z tym wydarzeniem, wiążę jakieś plany, które znacząco mogą zmienić moje dotychczasowe życie, wcisnęłam guzik "pauza" na czas jakiś. 

To tylko tyle.. albo aż tyle.. Życie po prostu. 

Czy do blogowania wrócę? w tej czy innej postaci, to pewne! Bo jak widzicie, nawet kilka tygodni milczenia to dla mnie ogromne wyzwanie. Różnica między kiedyś, a dziś, znacząca różnica, polega na tym, że dziś bardzo chciałam tu być. 

Dziergam.. żeby się z tematu nie wybijać, w głębokich szarościach.. Męski gigantyczny sweter, który prułam już 4-krotnie! ale nie zraża mnie to i w żaden sposób nie złości, czy frustruje.. po prostu cieszy mnie to, że dzierganie na powrót mnie cieszy!!!

Niech cieszy i Ciebie! 
Buziaki!


PS, na niektóre góry warto jest się wspiąć, ja właśnie szykuję się na zdobycie kolejnej swojej! Oby tylko widok z jej szczytu był równie porywający... 

Za to trzymaj dla mnie kciuki! 


wtorek, 10 stycznia 2017

Monochrome Pullover według projektu Katrin Schneider

Zdarza mi się, okazjonalnie zaledwie, wziąć udział w teście. Dlaczego okazjonalnie? Ponieważ uważam, że jest to ogromnie ciężka praca, nierzadko obarczona sporym ryzykiem.. ;) Jeśli mam już testować dzianinę, muszę być nią oczarowana.. Tak było i tym razem. 

Kiedy tylko wypatrzyłam w gąszczu projektów ten właśnie sweter wiedziałam, że będę go mieć, teraz czy później, nie miało to dla mnie znaczenia. Jakaż byłam szczęśliwa kiedy się okazało, że jednak mogę go mieć ciut wcześniej! Włóczki czekały na wzór, ja niecierpliwie przebierałam łapkami - życie się działo, się pokomplikowało, i wtedy właśnie rozpoczął się test. Prawe, kochane prawe porwało mnie na tyle, by pokomplikowanie życiowe ogarnąć, niczym mantrę to prawe przekładałam konsekwentnie z lewego na prawy drut, a życie się, jak te zygzaki, zmieniało z minuty na minutę.. Zygzakuje się wciąż.. chociaż sweter zakończyłam już dawno temu, ale ten projekt ma dla mnie ogromne znaczenie, chociażby z uwagi na to właśnie, że dzięki niemu przetrwałam burze gradowe, euforyczne upały i zmienność morskiej wichury. A to wszystko w przeciągu kilku zaledwie tygodni. 

Zieleń.. daje nadzieję podobno.. tak sobie powtarzałam zawieszona nad tym prawym.. okrasiłam ją życiodajnym kontrastem i oto jesteśmy, ja i mój Monochrome Pullover!











Katrin Schneider (klik), która jest autorką tego projektu, nie tylko jest genialnym dziewiarskim umysłem, ale też i niezwykle serdeczną i ciepłą osobą! Zdecydowanie polecam Wam jej projekty, to świetne, elegancko rozwiązane, intrygujące konstrukcje z bardzo ciekawymi detalami. W galerii jej projektów jest już kilka moich ulubieńców! A podejrzewam, że ta lista w najbliższym czasie bardzo się wydłuży...... :) 

Monochrome Pullover (klik) to projekt nie tylko uroczy, ale też i bardzo sprytnie rozwiązany, ponieważ powstaje od środka! Dzierganie rozpoczyna się od tymczasowego nabierania oczek, potem powstaje karczek, który dziergany jest od dołu ku górze, a następnie reszta dzianiny, korpus i rękawy, dziergane są w jedynym słusznym kierunku - czyli ku dołowi. To rozwiązanie nie tylko jest sprytne, ale daje też gwarancje na idealne dopasowanie długości czy modyfikowanie dyktowane własnymi preferencjami. 

Na dokładkę, jest to projekt, który daje niezliczone możliwości łączenia kolorów i tworzenia idealnego zestawienia dla siebie.. Nie uwierzycie ile wersji kolorystycznych powstało podczas tego testu! Każda jest inna, każda jest wyjątkowa, dowodząc tylko tego, jak zabawa 2 kolorami może zmienić charakter tego swetra.. Zresztą, co ja Wam będę opisywać - biegnijcie do Galerii Projektów Testowych (klik i klik). Sama jestem oczarowana przynajmniej dwoma jeszcze.. i chyba muszę sobie takie zrobić!

Włóczka, którą wykorzystałam w tym projekcie, to Gilliatt od De Rerum Natura (klik), w kolorach foret i genet. Trudno mi było wybrać, naprawdę, bo mnogość możliwości jakie przede mną stały, mnie odrobinę sparaliżowała.. Prawda jest jednak taka, że czerpałam z tej przygody ogromnie dużo radości i zostało mi kilka jeszcze moteczków tej włóczki "na próbę".. ;) Włóczka jest, jak jej siostra Cyrano, równie doskonała. Dziergało mi się z niej wybornie i mam nadzieję, że podobnie jak jej siostra, okaże się włóknem trwałym, bo wielbiona jest już od pierwszego dotyku! 

Trochę się uzależniłam od tej włóczki.. z pewnością jeszcze u mnie zagości.. 


Berecik, który mi na sesji towarzyszył, powstał z potrzeby chwili i jest kolejnym rękodzielniczym arcydziełem! To Rambler według projektu Iriny Dmitrieva (klik), genialny, niezwykły, bajeczny.. To już mój drugi berecik dziergany według tego projektu i coś mi się wydaje, że nie ostatni ;)


Mam nadzieję, że tym postem, podsumowującym moje rękodzielnicze działania ostatnich dni ubiegłego roku, zostawię Was na kilka miesięcy z uśmiechem na twarzy! Więcej dzianin do pokazania nie mam. Więcej dzianin na chwilę obecną nie planuję.. Energię zamierzam włożyć w coś innego i mam nadzieję, że mogę liczyć na Wasze w związku z tym trzymanie kciuków. Przydadzą się.. :) 

Buziaki - i niech ta zima się już skończy i ciepłe słońce Was rozgrzeje.. Wtedy i ja, wraz z wiosną, wrócę.. 

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Riptide

Ślicznie Wam dziękuję za krzepiące komentarze pod poprzednim postem :) Wiem, że to trochę dziwne jest (wciąż i dla mnie jest takie..), że mnie tu tak często nie będzie jak do tej pory, ale prawda jest też taka, że te dobre zmiany, które są przed nami, całkiem prozaiczne są.. życiem spowodowane.  to naprawdę są dobre zmiany :) 

Ale dziś, bo już dawno Wam obiecałam zdjęć i słów kilka o projekcie, z którego mogłabym wcale a wcale tej zimy nie wychodzić, trochę mnie więcej będzie.

Oto Riptide (klik), projekt Norah Gaughan, który był jednym z tych projektów ubiegłego roku, który pozostawił mnie na bezdechu totalnym już podczas pierwszego rzutu okiem... Nie wiem czy to magia dobrze skomponowanych zdjęć BT, czy może kolor włóczki wykorzystany w oryginalnym projekcie, czy może orzechowy kolor włosów modelki, może to to wszystko naraz, lub żadne z powyższych, ale gdy zobaczyłam pierwsze, fragmentaryczne, mocno scropowane zdjęcie zapowiadające kolekcję BT Winter 2016 (klik), na którym jesli dobrze pamiętam wystąpił golf i trochę karczku.. - zaniemówiłam i wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy sama swojego riptida się doczekam.. no dobra, kwestia czasu i wyjątkowo dobrze dobranej włóczki, której zakup jeszcze nie tak całkiem puści mnie z torbami.. pustymi w dodatku. I chociaż Cyrano od De Rerum Natura ( klik) najtańsze nie jest - jest absolutnie warte każdych pieniędzy! 

Najpierw jednak słów kilka o samym Riptidzie.. Bo co ten projekt w sobie ma? Pozornie podstawowy sweter, dużo prawego i trochę ściegu patentowego (brioszki) w połączeniu z warkoczami.. Ale czy na pewno? Ha! no nie do końca.. Konstrukcja tego swetra pokazuje jak na dłoni, że chociaż milion wersji podobnych swetrów już powstało, wciąż jest nowe do odkrycia. Banalne redukcje oczek, jak się już je rozgryzie, i niby basic, ale z takim pazurem, że właściwe obojętne w jakim miejscu publicznym tej zimy przyszłoby mi wystąpić w tym swetrze, oczy wszystkich pań skierowane były zawsze na ten karczek! Magia prostych i bardzo efektownych rozwiązań.. W moim riptidzie poczyniłam kilka modyfikacji, o których szczegółowo możecie poczytać na stronie tego projektu (klik), jednakże są to właściwie jedynie dopieszczacze doskonałego, takie minimalne zagrania, które gwarantują mi dopasowanie i komfort noszenia doskonałe!

Koniec wzmianek technicznych - zapraszam Was na prezentację mojego Riptida!













Nie ma się co oszukiwać.. Dobrze dobrana włóczka gra w przypadku tego projektu pierwsze skrzypce. Dlatego jeśli rozważasz dzierganie tego swetra, zrób porządny rekonesans w dostępnych pasmanteriach. Włóczka MUSI być MIĘSISTA, i najlepiej dla wykorzystanych ściegów jeśli wystąpi w jasnych, pastelowych, jednolitych lub lekko melanżowych odcieniach. Tak naprawdę im bardziej surowa, tym lepiej. 

Mój Riptide powstał z włóczki Cyrano, to włóczka typu aran (150 m / 100g), mięsista, mięciutka, i chociaż podobno roztacza wokół siebie intensywny zapach "zwierza", nie ma innych wad. Sweter ten użytkuję intensywnie już od praktycznie miesiąca, i poza lekkim kulkowaniem, które zauważyłam tuż po pierwszych wyjściach z kurtką na wierzchu, nic się z nią nie dzieje. Wręcz przeciwnie, wciąż wygląda jak nowa. Nie rozciąga się, jest sprężysta, trzyma fason doskonale, grzeje niemożliwie, i naprawdę wydaje się być nie do zdarcia. Z czystym sumieniem Wam polecam. 

Jedna tylko uwaga, ponieważ włókno tej grubości może dostarczyć Wam odrobiny trudności podczas łączeń kolejnych motków, zaglądnijcie do Herbimanii (klik), ktorej pierwszy, lekko zmodyfikowany sposób, uratował moje zdrowie psychiczne i nerwy podczas dziergania tego swetra! Jedyna różnica w stosunku do proponowanej przez Beatę metody łączenia, to zwężenie dzianiny o kilka nitek na odcinku na którym przeszywałam ze sobą nitki. Cyrano splecione jest z 5 nitek, na odcinku na którym chciałam przeszyć ze sobą nitki (ok 5 cm) obcięłam 2 z 5 na jednym końcu motka, i 3 z 5 na drugim końcu kolejnego motka, następnie ten z 2 nitkami przeszyłam przez ten fragment z 3, dokładnie tak jak demonstruje to Beata w swoim tutorialu, potem lekkie filcowanie i wycięcie wystających niteczek i łączenie jest kompletnie niewidoczne! Polecam Wam tę metodę dla "grubaśnych" włóczek naturalnych. Zresztą wszystkie techniki zaprezentowane u Herbimanii polecam - jeśli jeszcze nie wiesz jak ogarnąć łączenie nitek w swojej dzianinie, zaglądnij do Beaty koniecznie!

Tyle na dziś.. jutro pokażę Wam coś jeszcze.. i potem znikam na czas jakiś.. byle do wiosny! 

Ściskam Was serdecznie i mam nadzieję, że swetry Cię w ten mroźny weekend dogrzewały bajecznie!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...